Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/196

Ta strona została przepisana.

— Czy pan idzie może dziś wieczór do niego?
— Tak — odparł Swann — mimo że się czuję nieszczególnie. Ale uprzedził mnie, że ma mi coś do powiedzenia. Czuję, że będę zbyt cierpiący w tych dniach, aby iść do niego lub aby go przyjąć, toby mnie zanadto denerwowało, wolę pozbyć się tego zaraz.
— Ale książę Błażej nie jest antysemitą.
— Widzi pan że tak, skoro jest antydreyfusistą — odparł Swann, nie spostrzegając, że popełnia to, co się w logice nazywa petitio principii. — Co nie przeszkadza, iż bardzo mi jest przykro, żem zawiódł tego człowieka — co ja mówię! tego księcia — nie podziwiając jego rzekomego Mignarda, czy już sam nie wiem czego.
— Ale przynajmniej — rzekłem wracając do sprawy Dreyfusa — księżna Oriana jest niewątpliwie inteligentna.
— Tak, urocza jest. Mojem zdaniem była jeszcze bardziej urocza, kiedy była księżną de Laumes. Intelekt jej nabrał czegoś bardziej kanciastego, wszystko to było miększe w młodziutkiej wielkiej damie. Ale wreszcie, młodzi czy mniej młodzi, mężczyźni czy kobiety, cóż pan chce, wszyscy ci ludzie są z innej rasy, nie można mieć bezkarnie tysiąca lat feudalizmu we krwi. Oczywiście, oni u-

190