Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/200

Ta strona została przepisana.

stami ruch mający znaczyć: „Psiakość!“ Pani de Guermantes parsknęła śmiechem.
— Moja toaleta podoba się panu, uszczęśliwiona jestem. Ale ja muszę powiedzieć, że mnie się ona nie bardzo podoba — ciągnęła z nachmurzoną minką. Mój Boże, jakie to nudne, ubierać się, iść między ludzi, kiedyby się tak lubiło zostać w domu.
— Co za wspaniałe rubiny!
— Mój drogi Lolo! widać przynajmniej, że pan się zna na tem, nie jest pan jak to zwierzę Monserfeuil, który się spytał czy są prawdziwe! Muszę przyznać, że nie widziałam nigdy równie pięknych. To prezent od Wielkiej Księżnej. Na mój gust są trochę za duże, trochę przypominają pełny po brzegi kieliszek bordo, ale włożyłam je, bo spotkamy dziś wieczór Wielką Księżnę u Marji Gilbertowej — dodała pani de Guermantes, nie domyślając się, że te słowa obalały twierdzenie jej męża.
— Co tam jest u księżnej Marji? — spytał Swann.
— Prawie nic — pospiesznie odpowiedział książę, którego pytanie Swanna utwierdziło w mniemaniu że Swann nie jest proszony.
— Ależ, Błażeju, co ty mówisz! Rozesłano wici na wszystkie strony, będzie tłum taki, że się będą

194