Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/216

Ta strona została przepisana.

wet do Tarentu. I w związku z tem, mój drogi Lolo, oto co chciałem panu powiedzieć, gdy mi pan mówił o swoim świętym Jerzym z Wenecji. Mamy właśnie zamiar z Błażejem spędzić przyszłą wiosnę we Włoszech i na Sycylji. Gdyby się pan tak wybrał z nami, pomyśl Lolo, coby to była za różnica! Nie mówię już o przyjemności takiego towarzystwa, ale niech pan sobie wyobrazi, z tem wszystkiem co mi pan nieraz opowiadał o pamiątkach podboju normandzkiego i o pamiątkach starożytności, niech pan sobie wyobrazi, czem by się stała taka podróż, odbyta z panem! Myślę, że nawet Błażej, co ja mówię, nawet Gilbert, skorzystaliby na tem, bo czuję, że zgoła pretensje do korony Neapolu i wszystkie te historje zainteresowałyby mnie, gdyby mi je pan tłumaczył w starych kościołach romańskich, albo w miasteczkach wiszących u skały, jak na obrazach prymitywów. Ale musimy obejrzeć pańską fotografję. Rozwińcie — rzekła księżna do lokaja.
— Ależ, Oriano, nie dziś! obejrzysz to jutro, błagał książę, który dawał mi już znaki przerażenia, widząc ogrom fotografji.
— Ale mnie bawi oglądać to z Lolem — rzekła księżna z uśmiechem zarazem sztucznie pożądliwym i sprytnie psychologicznym, bo pragnąc być

210