Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/229

Ta strona została skorygowana.

łem się gwałtownie, z obawy aby mnie nie zobaczył pan de Charlus, który, idąc do pani de Villeparisis, mijał wolno dziedziniec; z brzuszkiem, postarzały w świetle dziennem, szpakowaty. Trzeba było niedyspozycji pani de Villeparisis (następstwo choroby margrabiego de Fierbois, z którym baron osobiście był śmiertelnie poróżniony), aby pan de Charlus — może pierwszy raz od czasu swego istnienia — zdecydował się na wizytę o tej godzinie. Właściwością Guermantów było, że, zamiast się stosować do światowego życia, zmieniali je wedle swoich osobistych nawyków (nie światowych, jak sądzili, tem samem godnych aby im ustępowała owa rzecz bez znaczenia — światowość). Tak np. pani de Marsantes nie miała „dnia“, ale była co rano dla swoich przyjaciółek w domu od dziesiątej do południa; baron, zachowując ranek na lekturę, na szperanie po antykwarzach etc., nie składał nigdy wizyt wcześniej niż między 4 a 6 popołudniu. O szóstej szedł do klubu, albo na spacer do Lasku.
Po chwili cofnąłem się znowu, nie chcąc aby mnie dojrzał Jupien; zbliżała się godzina jego biura, skąd wracał aż na obiad, i to nie zawsze, od tygodnia bowiem siostrzenica jego bawiła z pomocnicami gdzieś na wsi u klientki, aby skończyć

223