Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

łem go także, aby był zdolny zaimprowizować swoją partję w tej niemo rozgrywającej się scence, która (mimo że Jupien pierwszy raz znalazł się w obecności pana de Charlus) zdawała się oddawna wypróbowana; do takiej doskonałości dochodzi się samorzutnie jedynie wtedy, kiedy się spotka na obczyźnie krajana: wówczas porozumienie dokonywa się samo przez się, obaj znajdują wspólny język, mimo że się nigdy z sobą nie widzieli.
Scena ta nie była zresztą wprost komiczna; nacechowana była jakąś dziwnością, lub, jeśli kto woli, naturalnością, której piękno wciąż rosło. Daremnie pan de Charlus przybierał obojętną minę, spuszczał od niechcenia powieki, chwilami podnosił je, kierując wówczas na Jupiena baczne spojrzenie. Sądził z pewnością, iż podobna scena nie powinna się zbytnio przeciągać w tem miejscu, bądź z racyj które zrozumiemy później, bądź przez owo poczucie krótkości wszystkich rzeczy, które każe nam pragnąć aby każda strzała trafiała do celu i które czyni czemś tak wzruszającem grę wszelkiej miłości. Za każdym razem, kiedy pan de Charlus patrzał na Jupiena, starał się aby jego spojrzeniu towarzyszyło słowo, co je czyniło czemś nieskończenie odmiennem od

228