Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

jąc sobie zarazem sprawę iż najlżejszy szmer w sklepie Jupiena słychać w mojej kryjówce, osądziłem do jakiego stopnia Jupien i pan de Charlus byli nierozważni i jak bardzo traf im sprzyjał.
Nie śmiałem się poruszyć. Masztalerz księstwa de Guermantes, korzystając z pewnością z ich nieobecności, przeniósł niedawno do sklepu, gdziem się znajdował, drabinkę przechowywaną dotąd w remizie. Gdybym wszedł na tę drabinkę, mógłbym otworzyć okienko i słyszeć wszystko tak jakbym był w samym pokoju Jupiena. Ale bałem się narobić hałasu. Zresztą to było zbyteczne. Nie potrzebowałem nawet żałować, żem się znalazł w są siednim sklepie dopiero po upływie kilku minut. Bo sądząc z tego com usłyszał w pierwszej chwili w lokalu Jupiena — a były to same nieartykułowane dźwięki — przypuszczam, że wymieniono tam niewiele słów. Prawda iż dźwięki były tak gwałtowne, że gdyby im wciąż nie towarzyszył, o oktawę wyżej, rownoległy jęk, mógłbym przypuszczać, że to jakiś człowiek tuż obok morduje drugiego i że potem morderca wraz ze swoją zmartwychwstałą ofiarą biorą kąpiel, aby zatrzeć ślady zbrodni. Wywnioskowałem stąd później, że jeżeli jest jakaś rzecz równie hałaśliwa jak cierpienie, to jest nią rozkosz, zwłaszcza kiedy się z nią łączy — w bra-

235