Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/242

Ta strona została skorygowana.

ku obawy dziecka, co nie mogło grozić tutaj, mimo (niezbyt przekonywującego) przykładu z Żywotów świętych — natychmiastowa troska o kwestje czystości. Wreszcie, po upływie mniejwięcej pół godziny (w czasie której wdrapałem się ostrożnie na drabinkę, aby patrzeć przez zamknięty zresztą lufcik), zawiązała się rozmowa. Jupien odmawiał energicznie wzięcia pieniędzy, które mu pan de Charlus chciał wręczyć.
Po upływie pół godziny, pan de Charlus wyszedł. „Czemuś ty się tak ogolił, rzekł do barona Jupien pieszczotliwym tonem. To takie ładne, piękna broda. — Fe! to obrzydliwe“ — odparł baron. Ale wciąż jeszcze stał w progu i wypytywał Jupiena o jakieś szczegóły tyczące dzielnicy. „Nie wiesz nic o kasztaniarzu na rogu, nie po lewej, to ohyda, ale po parzystej stronie, wielki chłop, bardzo czarny? A aptekarz naprzeciwko, jest tam bardzo milusi goniec, który rozwozi lekarstwa“. Te pytania zmroziły zapewne Jupiena, bo prostując się z urazą zdradzonej „wielkiej miłości“, odparł: „Widzę, że pan ma serce jak dom zajezdny“. Wyrzut ten, wygłoszony bolesnym, lodowatym i mizdrzącym się tonem, musiał być dotkliwy dla pana de Charlus; aby zatrzeć złe wrażenie, zwrócił się do Jupiena (zbyt cicho, abym mógł dosłyszeć

236