Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

żem u nich mieszkał, przeniosłem się na kilka dni do „hotelu“, jak się to nazywa. Znając jednego ze służących, wskazałem mu interesującego małego „strzelca“, który się okazał oporny na moje propozycje. W końcu, przywiedziony do ostateczności, aby mu dowieść że moje intencje są czyste, ofiarowałem mu śmiesznie wysoką sumę jedynie za to aby przyszedł na pięć minut porozmawiać do mojego pokoju. Czekałem napróżno. Nabrałem wówczas do niego takiego wstrętu, żem wychodził służbowemi schodami, aby nie musieć oglądać gęby tego małego ladaco. Dowiedziałem się później, że nie dostał żadnego z moich listów: wszystkie przejęto! Pierwszy list skręcił służący, który był zazdrosny; drugi, portjer dzienny, który był cnotliwy; trzeci portjer nocny, który się kochał z młodym strzelcem i sypiał z nim o godzinie w której Diana wstaje. Mimo to mój wstręt przetrwał, i choćby mi przyniesiono tego boya na srebrnym półmisku, odepchnąłbym go ze wstrętem. Ale patrz, co za nieszczęście: wdaliśmy się w rozmowę o rzeczach serjo, i teraz przepadło dla nas to na co liczyłem. Ale mógłbyś mi oddać wielkie usługi, służyć mi za pośrednika... Chociaż nie, sama ta myśl wróciła mi jurność, czuję że nic nie jest skończone.

242