Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

kiej powierzchni osobnika podobnego do innych zjawiły się, wypisane nieczytelnym dotąd atramentem, głoski składające słowo drogie dawnym Grekom, ci, jeśli chcą zrozumieć, iż otaczający ich świat ukazuje się im zrazu nagi, odarty z tysiąca ornamentów które nastręcza świadomszym, niech sobie tylko przypomną, ile razy w życiu zdarzyło im się być blisko popełnienia gaffy. Nic na neutralnej twarzy danego osobnika nie mogło im wskazać, że ów osobnik jest właśnie bratem, narzeczonym lub kochankiem kobiety, o której mieli powiedzieć: „Co za krowa!“ Szczęściem słówko szepnięte im w porę przez sąsiada, zatrzymuje im na wargach nieszczęsne wyrażenie. Natychmiast zjawiają się niby Mane, Tekel, Fares te słowa: to jest narzeczony, albo: to jest brat, albo: to jest kochanek kobiety, której nie wypada nazywać przy nim „krową“. I ta nowa świadomość pociągnie za sobą przegrupowanie, cofnięcie lub posunięcie się naprzód cząstki wiadomości — uzupełnionych obecnie — jakie się posiadało o reszcie rodziny. Daremnie w panu de Charlus inna istota, różniąca go od innych ludzi, łączyła się niby w centuarze koń z człowiekiem, daremnie ta inna istota zespalała się z baronem: — nie spostrzegłem jej dotąd nigdy. Teraz, abstrakcja zmaterjalizowała się; zrozumia-

244