na nareszcie istota straciła natychmiast swoją czapkę-niewidkę; przeobrażenie pana de Charlus w nową osobę było tak zupełne, że nietylko kontrasty jego twarzy, głosu, ale retrospektywnie nawet przypływy i odpływy jego stosunku do mnie, wszystko co wydawało się dotąd mojej inteligencji czemś bezładnem, stawało się zrozumiałe, oczywiste. Tak zdanie, nie przedstawiające żadnego sensu dopóki pozostaje rozłożone na rozsypane przypadkowo litery, wyraża — skoro te litery ułożyć we właściwym porządku — myśl, której niepodobna już będzie zapomnieć.
Co więcej, zrozumiałem teraz, czemu przed chwilą, widząc barona wychodzącego od pani de Villeparisis, mogłem uważać, że on wygląda na kobietę: był kobietą! Należał do rasy istot, mniej paradoksalnych niż się wydaje, których ideałem jest męskość, właśnie dlatego że ich natura jest żeńska, a które w życiu są podobne jedynie z pozoru do innych mężczyzn; tam, gdzie każdy nosi....; wypisaną w tych oczach, któremi widzi wszystko w świecie — sylwetkę wyrytą w soczewce źrenicy, u nich nie jest to sylwetka nimfy lecz efeba. Rasa, na której ciąży przekleństwo i która musi żyć w kłamstwie i krzywoprzysięstwie, bo wie, że jej pragnienie, stanowiące dla wszelkiej istoty największą
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/251
Ta strona została skorygowana.
245