Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/27

Ta strona została przepisana.

— Jest conajmniej niepospolicie gruba.
— Niech go księżna nie słucha, on nie jest szczery, ona jest głupia jak gęś (gięś) — rzekła mocnym i zachrypłym głosem pani de Guermantes, która, jeszcze bardziej vieille France niż książę (kiedy się na to nie silił), starała się często przybierać ten ton, nie w stylu żabotów i koronek i zniewieściałości swego męża, ale w istocie o wiele subtelniejszy przez akcent niemal chłopski, mający ostrą i rozkoszną woń ziemi.
— Ale to najlepsza kobieta pod słońcem. I nie wiem nawet, czy głupota w tym stopniu może się jeszcze nazywać głupotą. Nie sądzę, abym kiedy widziała coś podobnego: to casus lekarski, coś patologicznego, rodzaj idjotki, kretynki, niedorozwiniętej, jak w melodramach albo jak w Arlésienne. Kiedy ona jest tutaj, pytam się zawsze, czy nadeszła chwila, w której jej inteligencja się zbudzi, co zawsze przeraża trochę.
Księżna Parmy była olśniona temi określeniami, zarazem zdumiona wyrokiem: — Cytowała mi, zarówno jak pani d’Epinay, twojego „Takiniusza Pysznego“. To rozkoszne — powiedziała.
Pan de Guermantes objaśnił ten dowcip. Miałem ochotę zwierzyć się mu, że jego brat, który twierdził że mnie nie zna, czeka na mnie o jede-

21