Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

liska, aby prosić o informacje pewnego urzędnika kolejowego. Ale ten dostał awans, przeniesiono go na drugi koniec Francji; samotnik nie będzie mógł już chodzić pytać go o godziny pociągów, o cenę biletu pierwszej klasy; zanim wróci marzyć w swojej wieży jak Gryzelda, zasiaduje się na plaży, niby jakaś dziwna Andromeda, której nie przyjdzie oswobodzić żaden Argonauta; niby jałowa meduza, która zginie na piasku. Albo tkwi leniwo przed odejściem pociągu na peronie, obejmuje tłum podróżnych spojrzeniem, które osobnikom innej rasy wyda się obojętne, wzgardliwe lub roztargnione, ale które, niby świetlny blask, jakim się stroją pewne owady aby zwabić owady tego samego gatunku, lub jak nektar produkowany przez pewne kwiaty by ściągnąć owady mające je zapłodnić, nie oszukałoby niepodobnego niemal do znalezienia amatora zbyt specjalnej, zbyt trudnej do ulokowania rozkoszy, którą mu proponują; kolegi po fachu z którym nasz specjalista mógłby mówić rzadkim językiem; conajwyżej jakiś włóczęga na ulicy uda że się nim interesuje, ale tylko dla materialnej korzyści, jak ci co w Collège de France, w sali gdzie profesor sanskrytu wykłada w próżnię, zachodzą na wykład, ale tylko poto aby się ogrzać.

266