Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

Meduza! Orchidea! kiedym szedł tylko za swoim instynktem, meduza brzydziła mnie w Balbec; ale kiedym umiał na nią spojrzeć, jak Michelet, z punktu nauk przyrodniczych i estetyki, widziałem rozkoszny lazurowy żyrandol. Czyż one nie są, z tym przeźroczystym aksamitem swoich płatków, niby liljowe orchidee morza? Jak tyle istot zwierzęcego i roślinnego królestwa, jak roślina która produkowałaby wanilję, ale która, dlatego że organ męski oddzielony jest w niej cienką ścianką od organu żeńskiego, pozostaje jałowa (o ile kolibry lub pewne pszczółki nie przeniosą pyłku z jednego kwiatu na drugi lub o ile człowiek nie zapłodni ich sztucznie), tak pan Charlus (a tutaj słowo zapłodnienie trzeba brać w sensie moralnym, skoro w sensie fizycznym połączenie samca z samcem jest jałowe; ale nie jest obojętne, aby dany osobnik mógł znaleźć jedyną rozkosz do jakiej kosztowania jest zdolny i aby „na tym padole“ wszelka istota mogła użyczyć komuś „swojej melodji“, swego płomienia lub swego zapachu), pan de Charlus był z owych mężczyzn, których można nazwać wyjątkowymi, ponieważ, choćby byli bardzo liczni, zadowolenie ich potrzeb płciowych — tak łatwe u innych ludzi — zależy od zbiegu zbyt wielu i zbyt trudnych

267