Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/30

Ta strona została przepisana.

poczem natychmiast, nie tracąc przytomności umysłu i powiadając sobie, że nie potrzeba zbytecznych szyków dla faceta bez znaczenia jak ja, odwołuje lokaja: „Powiedz kucharzowi, żeby wstrzymał kurczęta“, krzyczy. A wieczorem słyszałem, jak pytała kamerdynera: „No i co, a resztki wczorajszej wołowiny? Nie podajecie ich?“
— Zresztą trzeba przyznać, że strawa jest tam doskonała — rzekł książę, który sądził iż używając tego wyrażenia, okaże się ancien regime. Nie znam domu, gdzie by się jadło lepiej.
— I mniej — przerwała księżna.
— To bardzo zdrowo i bardzo wystarczająco dla takiego obżartucha jak ja; człowiek zachowuje apetyt.
— A, jeżeli to kuracja, jest niewątpliwie bardziej hygieniczna niż luksusowa. Zresztą nie je się tam wcale tak dobrze — dodała pani de Guermantes, która nie bardzo lubiła, aby tytuł „najlepszej kuchni w Paryżu“ przyznawano innej kuchni niż jej własnej. — Z moją kuzynką, to jest potrosze tak, jak z autorami cierpiącymi na obstrukcję, którzy rodzą co piętnaście lat jednoaktówkę lub sonet. Wówczas nazywa się to „małe arcydzieło“, istny „klejnocik“, słowem rzecz, której najbardziej nie znoszę. Kuchnia u Zenaidy nie jest zła, ale nie

24