Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/53

Ta strona została przepisana.

franków wiązka szparagów! Jednego ludwika, oto co mogą być warte, nawet jako nowalia! To był za gruby kawał. A skoro do tych rzeczy dodaje figury, osoby, nabiera to jakiegoś akcentu gminnego, pesymistycznego, którego nie lubię. Dziwi mnie, że człowiek tak subtelny, umysł tak wyborny jak pański, ceni te rzeczy.
— Doprawdy nie wiem, czemu ty to mówisz, Błażeju — rzekła księżna, która nielubiła, aby deprecjonowano coś, co się mieściło w jej salonach. Daleka jestem od uznawania bez różnicy wszystkiego w obrazach Elstira. Trzeba umieć wybierać. Ale to nie zawsze jest bez talentu. I trzeba przyznać, że te rzeczy, które ja kupiłam, są rzadkiej piękności.
— Oriano, w tym rodzaju wolę tysiąc razy małe studjum pana Vibert, któreśmy oglądali na Wystawie akwarelistów. To drobiazg, przyznaję, zmieściłby się w tej dłoni, ale jest w tem sens, myśl! Ten misjonarz chudy jak szkielet, brudny, obok tego tłuściutkiego prałata, który bawi się z pieskiem, to cały poemacik finezji, nawet głębi.
— Zdaje się, że pan zna pana Elstir — rzekła do mnie księżna. — Jako człowiek jest miły.
— Nawet inteligentny — rzekł książę; kiedy się z nim rozmawia, człowiek dziwi się, że jego malarstwo jest takie pospolite.

47