Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/56

Ta strona została przepisana.

czystość mowy księżnej była znakiem ograniczenia, oraz tego, że inteligencja i wrażliwość pozostały w niej zamknięte dla wszystkich nowości. Umysłowość pani de Guermantes podobała mi się, i przez to co wykluczała (a co było właśnie substancją mojej własnej myśli) i przez to wszystko, co właśnie z tej przyczyny mogła zachować, tę powabną krzepkość gibkiego ciała, której nie skaziła żadna wyczerpująca refleksja, żadna troska moralna ani zaburzenie nerwowe. Dusza jej, formacją o tyle dawniejsza od mojej, była dla mnie czemś bliskiem tego, co mi dał chód dziewcząt z „małej bandy“ nad brzegiem morza. Pani de Guermantes ukazywała mi — obłaskawione i ujarzmione przez uprzejmość, przez kult walorów duchowych — energję i wdzięk okrutnej dziewczynki wielkiego rodu z okolic Combray, która od dzieciństwa dosiadała konia, łamała krzyże kotom, wyłupiała oczy królikom i równie dobrze jak została kwiatem cnoty, mogła (tak dalece posiadała ten sam typ elegancji) zostać, sporo lat przedtem, najświetniejszą kochanką księcia de Sagan. Ale niezdolna była pojąć czego w niej szukałem — uroku nazwy Guermantes — i tej prowincjonalnej resztki Guermantes, którą w niej znalazłem. Czy nasze stosunki wspierały się na nieporozumieniu, które musiałoby się ujawnić, z

50