że u tych ludzi człowiek dochodzi do tego, że kocha wszystkie te N, wszystkie te pszczoły. Mój Boże, dosyć długo królowie nie psuli nas zbytkiem chwały, toteż ci rycerze, którzy znosili tyle wieńców laurowych, że obwieszali niemi nawet poręcze krzeseł, uważam że to ma swój szyk! Wasza Wysokość powinna by tam iść.
— Mój Boże, jeżeli tak uważasz — rzekła księżna Parmy — ale zdaje mi się, że to nie będzie łatwe.
— Ależ zobaczy Wasza Wysokość, że wszystko się ułoży bardzo dobrze. To są bardzo dobrzy ludzie, i wcale nie głupi. Zaprowadziliśmy tam panią de Chevreuse — dodała księżna znając potęgę przykładu; — była zachwycona. Syn jest nawet bardzo miły. To co powiem nie jest może bardzo przyzwoite — dodała — ale on ma pokój, a zwłaszcza łóżko, gdzie lubiłoby się spać — bez niego! Jeszcze mniej przyzwoite jest, że byłam go raz odwiedzić, kiedy był chory i w łóżku. Obok niego, na poręczy łóżka była wyrzeźbiona długa wyciągnięta Syrena, urocza, z ogonem z perłowej masy, trzymająca w ręku coś w rodzaju lotosu. Ręczę księżnej — dodała pani de Guermantes wolniej, aby lepiej jeszcze uwydatnić słowa, które jakby rzeźbiła ruchem pięknych warg, wrzecionem długich wyrazistych rąk, i wlepiając w księżnę Parmy
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/86
Ta strona została przepisana.
80