— Tak, mówiłyśmy o Waszej Wysokości. W gruncie — ciągnęła Oriana, wciąż trwając przy swojej myśli — faktem jest, że, jak powiada szwagier Palamed, istnieje pomiędzy nami a wszelką inną osobą ściana różnego języka. Uznaję zresztą, że dla nikogo nie jest to tak bardzo prawdziwe jak dla Gilberta. Jeżeli księżnę bawiłoby iść do Jenów, Wasza Wysokość ma za wiele rozumu, aby chcieć uzależniać swoje postępki od tego co o nich może pomyśleć ten nieborak, który jest bardzo kochanym poczciwiną, ale który, ostatecznie, ma pojęcia z innego świata. Czuję się bliższa, jednogatunkowsza z moim stangretem, z mojemi końmi, niż z tym człowiekiem normującym wciąż swoje uczynki wedle tego, coby o jakiejś rzeczy pomyślano za Filipa Śmiałego, lub za Ludwika Otyłego. Niech Wasza Wysokość pomyśli, że kiedy on się przechadza na wsi, odsuwa wieśniaków z dobrotliwą miną laską, mówiąc: „Precz, hultaje!“ Jestem w gruncie równie zdziwiona kiedy on do mnie mówi, co gdyby się do mnie zwróciły któreś z owych „zwłok“, strojących dawne gotyckie grobowce. Choć ten żywy kamień jest moim kuzynem, przeraża mnie i mam tylko jedną myśl, zostawić go w jego średniowieczu. Poza tem, uznaję, że nigdy nie zamordował nikogo.
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/91
Ta strona została przepisana.
85