Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

zbytek uroczy, ale tak kosztowny, że po części dlatego aby mu sprostać, pani de Cambremer starała się na rozmaity sposób pomnożyć dochody, między innemi wynajmując — pierwszy raz — jedną ze swoich posiadłości, bardzo odmienną od Féterne: la Raspelière.
Tak, dwa dni wcześniej, taki poranek gromadzący nieznajomą mi prowincjonalną szlachtę, w nowej ramie, jakiemż byłby dla mnie urozmaiceniem po „wielkim świecie“ paryskim. Ale teraz, przyjemności nie miały już dla mnie żadnego sensu. Napisałem tedy do pani de Cambremer z przeproszeniem, podobnie jak godzinę wprzódy kazałem odprawić Albertynę: zgryzota zniweczyła we mnie tak kompletnie możność pragnienia czegoś, jak silna gorączka odbiera apetyt...
Matka miała przybyć nazajutrz. Zdawało mi się, że mniej jestem niegodny żyć obok niej, że rozumiałbym ją lepiej teraz, kiedy wszelkie obce i małe życie ustąpiło miejsca przypływowi rozdzierających wspomnień, które opasywały i uszlachetniały moją i jej duszę swoją cierniową koroną. Tak sądziłem; ale w rzeczywistości, od prawdziwych zgryzot, jak zgryzota mamy, które odbierają człowiekowi dosłownie życie na długi czas, czasami na zawsze, z chwilą gdy się straciło ukochaną istotę, daleko jest do owych zmartwień mimo wszystko przejściowych, jak miało być moje, zmartwień które odcho-

221