Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/230

Ta strona została skorygowana.

mo całej jej czułości dla mnie, musiał ten ból być mamie miły, jak wszystko co zapewniało babce trwanie w sercach.)
Przez następne dnie matka stale schodziła usiąść na plaży, aby robić ściśle to co robiła jej matka; czytała jej dwie ulubione książki, Pamiętniki pani de Beausergent i Listy pani de Sévigné. Nie mogła znieść — tak jak nikt z nas — aby nazywano panią de Sévigné „dowcipną markizą“, tak samo jak Lafontaine’a „poczciwcem“. A kiedy czytała w tych listach słowa: „moja córko“, miała uczucie, że to matka mówi do niej.
Nieszczęściem, w jednej z owych pielgrzymek w których chciała być sama, spotkała na plaży pewną damę z Combray, w towarzystwie córek. Zdaje mi się, że nazywała się pani Poussin. Ale myśmy ją nazywali zawsze: „Ładnie zaśpiewasz“, bo tem ustawicznie powtarzanem zdaniem ostrzegała córki przed nieszczęściami, jakie sobie gotują na przyszłość; naprzykład mówiąc do jednej, która tarła sobie oczy: „Kiedy dostaniesz porządnego zapalenia, dopiero ładnie zaśpiewasz“. Zdaleka słała mamie długie zbolałe ukłony, świadczące nie o współczuciu lecz o stylu wychowania. Moglibyśmy nie stracić babki i mieć same powody do szczęścia. Damie tej, która pędziła dość ustronne życie w Combray w olbrzymim ogrodzie, nic nie było dość słodkie; miała zwyczaj spieszczać słowa a nawet nazwi-

226