bę osób nieznanych eleganckiemu światu. Przestała odwiedzać jedną, potem drugą ze znajomych. Przez jakiś czas funkcjonował system „klas“, pozwalający, dzięki wieczorom pokrywanym milczeniem, zaprosić wyeliminowanych, aby się pobawili między sobą, co uwalniało gospodynię od zapraszania ich z godniejszemi osobami. Na co się mogli skarżyć? Czy nie mieli (panem et circenses) ptifurów i pięknej muzyki? Toteż, w symetrji poniekąd do dwóch księżnych na wygnaniu, które niegdyś — w początkach salonu Saint-Euverte — podpierały, niby dwie karjatydy, jego chwiejący się strop, widziało się w ostatnich latach jedynie dwie osoby z innej klasy zamieszane w ten wielki świat: starą panią de Cambremer, oraz żonę pewnego architekta, kobietę z pięknym głosem, do której talentu często trzeba się było uciekać. Ale nie znając już nikogo u pani de Saint-Euverte, opłakując stracone towarzyszki, czując że wszystkich tam rażą, panie te robiły wrażenie istot mrących z zimna, niby dwie jaskółki, które nie odleciały na czas. Toteż następnego roku już ich nie zaproszono; pani de Franquetot próbowała podjąć kroki na rzecz kuzynki, która tak kochała muzykę! Ale ponieważ nie zdołała uzyskać odpowiedzi wyraźniejszej niż te słowa: „Ależ zawsze można wejść posłuchać muzyki, jeżeli to ją bawi; niema w tem żadnej zbrodni!“, pani de Cambremer uznała, że zaproszenie nie jest dość usilne i została w domu.
Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/67
Ta strona została skorygowana.
63