Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

urzędy starożytnego świata — osoby wyprawiającej nazajutrz największe garden party sezonu, dawała jej chwilową ważność. Lista była ułożona i zamknięta, tak iż przebiegając zwolna salony księżnej Marji, aby szepnąć kolejno każdemu: „Nie zapomni pan (pani) jutro“, pani de Saint-Euverte kosztowała tej ulotnej chwały, że, nie przestając się uśmiechać, odwracała oczy kiedy spostrzegła jakiegoś niepożądanego kopciuszka, lub szlachciurę, wpuszczanego do „Gilberta“ na zasadzie koleżeństwa ze szkolnej ławy, ale niezdolnego swoją obecnością w niczem uświetnić jej garden party. Wolała nie odzywać się do takiego, aby móc potem powiedzieć: „Zapraszałam ustnie i na nieszczęście nie spotkałam pana“. I tak ona, prosta Saint-Euverte, dokonywała własnemi oczami „przesiewania przez sito“ gości księżnej Marji! I czyniąc to, czuła się sama prawdziwą księżną de Guermantes.
Trzeba powiedzieć, że i Oriana również nie miała w swoich ukłonach i uśmiechach tyle swobody ile możnaby przypuszczać. Po części, niewątpliwie, kiedy ich odmawiała, czyniła to dobrowolnie: „Ależ ona mnie nudzi — mówiła Oriana — czyż będę musiała mówić z nią o jej wieczorze przez godzinę?“
Przechodziła jakaś diuszessa, silna brunetka, którą brzydota jej, głupota oraz wybryki młodości wygnały nie z towarzystwa, ale z niektórych eleganc-

66