Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/182

Ta strona została przepisana.

rzeźbiarz tem kategoryczniej wnioskował, że towarzyska sytuacja barona musi być równie licha, ile że o rodzinie pana de Charlus, o jego tytule i nazwisku, nie miał żadnych wiadomości. Jak Cottard myślał, że wszyscy wiedzą, iż tytuł doktora medycyny jest niczem a tytuł interna czemś, tak ludzie światowi wyobrażają sobie mylnie, że każdy jest w w tym samym stopniu co oni sami i ludzie z ich sfery świadom socjalnych walorów ich nazwiska.
Książę d’Agrigente uchodził za „niebieskiego ptaka“ w oczach port jera z klubu, któremu był winien dwadzieścia pięć ludwików; odzyskiwał swoją wartość dopiero w faubourg Saint-Germain, gdzie miał trzy siostry diuszessy. Wielki pan, jeżeli komu imponuje, to nie ludziom skromnym, nie doceniającym jego „państwa“, ale ludziom świetnym, zdolnym ściśle oszacować jego pozycję. Baron miał zresztą jeszcze tego wieczora zauważyć, że „pryncypał“ (Verdurin) ma o najznakomitszych rodach książęcych pojęcia dość mętne. Przekonany że Verdurinowie „wsypią się“, pozwalając do swego tak select salonu wprowadzić indywiduum o podejrzanej reputacji, rzeźbiarz uważał za potrzebne wziąć pryncypałkę na bok. — Myli się pan najzupełniej, zresztą ja nigdy nie wierzę w podobne rzeczy; a ostatecznie, gdyby to i była prawda, powiem panu, że to nie byłoby zbyt kompromitujące dla mnie! — odparła pani Verdurin, wściekła, bo Morel był głównym e-

178