Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/235

Ta strona została przepisana.

dzo więc możliwe jest, że ujrzymy pod sklepieniami Odeonu Annę Kareninę lub Zmartwychwstanie.
— Znam portret Favarta, o którym pan mówi — rzekł Charlus. — Widziałem jego ładną odbitkę u hrabiny Molé.
Nazwisko hrabiny Molé wywarło silne wrażenie na pani Verdurin.
— A, pan bywa u pani de Molé! — wykrzyknęła. Myślała, że mówi się hrabina Molé, pani Molé, jedynie przez skrót, tak jak słyszała że się mówi Rohan, albo, jak ona sama mówiła wzgardliwie pani La Trémoïlle. Nie wątpiła, że hrabina Molé, znająca królową grecką i księżnę de Caprarola, ma więcej niż ktokolwiek prawo do „partykuły“, i na ten raz zdecydowała się przyznać ją osobie tak świetnej, która okazała się dla niej bardzo uprzejma. Toteż, aby okazać że mówi tak umyślnie i nie żałuje hrabinie owego „de“, ciągnęła: — Ależ ja wcale nie wiedziałam, że pan zna panią de Molé! (tak jakby to było podwójnie niezwykle, i to że p. de Charlus zna ową damę, i to iż pani Verdurin nie wiedziała że on ją zna. Otóż, „świat“ — lub przynajmniej to co p. de Charlus tak nazywał — tworzy całość stosunkowo jednolitą i zamkniętą. O ile zrozumiałe jest, że w mieszanym ogromie mieszczaństwa adwokat powie komuś, kto zna jego szkolnego kolegę: „Ale skąd,

231