Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

zawodem i którzy mówią naprzykład: „Wiem, że jestem dobrym mówcą, toteż już mnie to nie bawi“! albo — „Nie bawi mnie już operować, wiem że dobrze operuję“. Owym ludziom, inteligentnym, artystom, dojrzałość ich, hojnie uposażona sukcesem, przynosi blask owej „inteligencji“, owej „artystycznej natury“, którą koledzy w nich uznają i która daje im coś zbliżonego do smaku i sądu. Zapalają się do malarstwa — nie do malarstwa wielkiego artysty, ale artysty bądź co bądź bardzo wybitnego, obracając swoje wielkie dochody czerpane z wykonywanego zawodu na zakupy jego dzieł. Malarz Le Sidaner był wybranym artystą tego przyjaciela Cambremerów, zresztą miłego człowieka. Adwokat mówił inteligentnie o książkach, ale nie o książkach prawdziwych mistrzów, tych co osiągnęli pełnię. Jedyną przykrą wadą tego dyletanta było to, że używał, i to stale, pewnych gotowych zwrotów, naprzykład: „poniekąd“, co dawało rzeczy, o której mówił, coś ważnego i niezupełnego zarazem.
Pani de Cambremer skorzystała — jak mi oznajmiła — z podwieczorku u znajomych w pobliżu, aby mnie odwiedzić, jak to przyrzekła Robertowi de Saint-Loup. „Pan wie, że on ma niedługo zjechać na kilka dni w nasze strony. Wuj jego Charlus jest na wilegjaturze u swojej szwagierki, księżnej de Luxembourg; Saint-Loup skorzysta tedy ze spo-

24