wielka dama również szczerze i przez skłonności intelektualne unika nudziarzy.
Ilość „nudziarzy“ zmniejszała się zresztą w pojęciu Verdurinów. Życie kąpielowe odejmowało wizycie u nich konsekwencje, jakiemi taka wizyta groziłaby w Paryżu. Światowi ludzie, bawiący w Balbec bez żon (co ułatwiało sytuację), rozwijali w la Raspelière wszystkie uroki i z nudziarzy stawali się przemili. Tak było z księciem Gilbertem, którego nieobecność żony nie skłoniłaby do „kawalerskiej“ wyprawy do Verdurinów, gdyby magnes dreyfusizmu nie był tak potężny, że jednym zamachem kazał mu przebyć stoki wiodące do la Raspelière. Nieszczęściem, tego dnia pryncypałki nie było w domu. Zresztą pani Verdurin nie była pewna, czy książę Gilbert i p. de Charlus są z jednego świata. Baron powiedział wprawdzie, że książę Błażej jest jego bratem, ale to było może kłamstwo awanturnika. Mimo iż okazał się tak elegancki, tak miły, tak „wierny“, pryncypałka wahała się niemal, czy go prosić razem z księciem Gilbertem. Poradziła się Skiego i Brichota.
— Baron i książę de Guermantes, czy to idzie razem?
— Nawet bez mydła.
— To mnie nie obchodzi — podjęła pani Ver-
Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/146
Ta strona została przepisana.
142