Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Z tą samą swobodą, wciąż między Doncières-Ouest a Saint-Martin-du-Chêne — lub odwrotnie — p. de Charlus chętnie mówił o ludziach mających podobno bardzo szczególne obyczaje, i dodawał nawet: „Ostatecznie, mówię szczególne, sam nie wiem czemu, bo nie ma w tem nic tak szczególnego“; aby dowieść samemu sobie, jak się czuje swobodny wobec słuchaczy. I był w istocie swobodny, pod warunkiem że on sam kierował rozmową i że był pewien niemej i uśmiechniętej publiczności, rozbrojonej łatwowiernością lub dobrem wychowaniem.
Kiedy p. de Charlus nie mówił z podziwem o piękności Morela, tak jakby ona nie miała żadnego związku z pewną skłonnością — zwaną zboczeniem — rozprawiał o tem zboczeniu, ale tak jakby ono nie miało z nim nic wspólnego. Czasem nawet nie wahał się nazwać go po imieniu. Kiedy, spojrzawszy na piękną oprawę Balzaka, spytałem barona co najwyżej ceni z Komedji ludzkiej, odpowiedział, jakgdyby ścigając swoją idée fixe:
— Oba rodzaje, miniatury jak Proboszcz Z Tours lub Kobieta porzucona, albo wielkie freski jak serja Straconych złudzeń. Jakto! pan nie zna Straconych złudzeń! To takie piękne. Chwila, gdy w Cierpieniach wynalazcy Karlos Herrera pyta o nazwę zamku, który mija właśnie jego powóz: to Rastignac, gniazdo młodego człowieka, którego ko-

151