Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/209

Ta strona została przepisana.

osobnik, zmykał tak, jakby książę był jeszcze niebezpieczniejszy. Utwierdziwszy się w swoich podejrzeniach, Morel nie pozbył się ich nigdy, i nawet w Paryżu widok księcia Gilberta wystarczał aby go spłoszyć. Dzięki czemu, p. de Charlus uniknął zdrady, która go przywodziła do rozpaczy, oraz znalazł pomstę, nigdy nie dowiedziawszy się o niej, ani zwłaszcza jak się spełniła.
Ale już wspomnienie tej anegdoty ustępuje miejsca innym wspomnieniom, bo „samowarek“, podejmując swój kręty bieg, wciąż wysadza lub zabiera podróżnych na stacjach.
W Grattevast wsiadał czasami pan Piotr de Verjus, hrabia de Crécy (nazywano go tylko hrabią de Crécy). Wracał od siostry, która tam mieszkała. Był to szlachcic ubogi, ale nadzwyczaj dystyngowany; poznałem go przez Cambremerów, z którymi był zresztą dość daleko. Skazany był na życie nadzwyczaj skromne, prawie nędzne; czułem iż cygaro lub przekąska są dlań rzeczą tak przyjemną, że przyzwyczaiłem się, w dnie kiedy nie mogłem widzieć się z Albertyną, zapraszać go do Balbec. Bardzo subtelny, wysławiający się doskonale, całkiem siwy, z uroczemi błękitnemi oczami, mówił od niechcenia, bardzo delikatnie, o komforcie pańskiego życia, które najwidoczniej znał, a także o genealogjach. Kiedym

205