Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/230

Ta strona została przepisana.

dzie właściwe słówko. Musi być tutaj mały Larousse.
Aby uniknąć wypowiedzenia się w sprawie łacińskiego cytatu i aby porzucić temat Roberta de Saint-Loup, w którym mąż wyraźnie uważał, że żona zgrzeszyła brakiem taktu, pani de Cambremer przeszła na „pryncypałkę“, z którą zerwanie było jeszcze pilniejsze do wyjaśnienia.
— Wynajęliśmy chętnie la Raspelière pani Verdurin — rzekła margrabina. Tylko że ona wyobraziła sobie widocznie, iż wraz z domem i wszystkiem co potrafiła zagarnąć — użytkowanie łąk, stare makaty, wszystko czego wcale nie było w kontrakcie nabyła co więcej prawo do stosunków z nami. Otóż to są rzeczy absolutnie różne. Nasza wina w tem, żeśmy nie załatwili rzeczy poprostu przez pośrednika lub przez agencję. W Féterne to nie ma znaczenia, ale stąd widzę, jaką minę zrobiłaby ciotka de Ch’nouville, gdyby ujrzała tryndającą się na mój żurek mamę Verdurin z rozwianym włosem. Co do pana de Charlus, oczywiście on zna osoby bardzo dobrze, ale zna także osoby bardzo źle.
Poprosiłem o wyjaśnienia. Naglona pytaniami, pani de Cambremer powiedziała wkońcu:
— Twierdzą, że on utrzymuje jakiegoś pana Moreau, Morille, Morue, sama nie wiem. Oczywiście to nie ma żadnego związku ze skrzypkiem More-

226