Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/251

Ta strona została przepisana.

Mają to zresztą we krwi, posiadając wśród przodków owego Monsieur (którego tak nazywano zapewne dlatego, że był najbardziej zdumiewającą starszą damą), i Regenta i innych. Co za rodzina!
Tę rozprawę antyżydowską czy prohebrajską — wedle tego, czy się weźmie powierzchowny charakter zdań czy intencje w nich ukryte — przecięło, komicznie dla mnie, coś co mi szepnął Morel a co przywiodło do rozpaczy pana de Charlus. Morel który spostrzegł niewątpliwie wrażenie jakie wywarł Bloch, podziękował mi pocichu za to żem go „spławił“, dodając cynicznie:
— Byłby chętnie został tutaj, wszystko to jest zawiść, chciałby mi zabrać moje miejsce. To wygląda na parcha!
— Możnaby skorzystać z tego postoju, który się przeciąga, aby poprosić pańskiego przyjaciela o jakieś rytualne wyjaśnienia. Czy nie mógłby go pan złapać — spytał p. de Charlus z nerwową niepewnością.
— Nie, to niemożliwe, odjechał powozem, zresztą obraził się na mnie.
— Dziękuję, dziękuję — szepnął mi Morel.
— Idjotyczny argument, zawsze można dogonić powóz, nic by panu nie przeszkodziło wziąć auto — odparł p. de Charlus, jak człowiek przyzwyczajony że wszystko się skłania przed jego ochotą. Zauwa-

247