Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 01.djvu/200

Ta strona została przepisana.

warzyszy Albertynie do Trocadéro, bo świeże, bardzo drobne zresztą wydarzenia sprawiały, iż, oczywiście wciąż przy tej samej mojej wierze w uczciwość szofera, czujność jego lub bodaj przenikliwość nie wydawały mi się równie zadowalające jak dawniej. Niedawno posłałem z nim Albertynę samą do Wersalu; powiedziała że jadła śniadanie w Réservoirs, szofer natomiast wspomniał o Vatelu. W dniu kiedym spostrzegł tę sprzeczność, znalazłem jakiś pretekst, aby, podczas gdy się Albertyna ubierała, pomówić z szoferem (zawsze tym samym, znanym nam z Balbec).
— Wspominał pan, żeście jedli śniadanie u Vatela, a panna Albertyna mówi o Réservoirs. Jak to rozumieć?
Szofer odparł: — Powiedziałem, że jadłem u Vatela, ale nie mogę wiedzieć, gdzie panienka jadła. Opuściła mnie przybywszy do Wersalu aby wziąć fiakra; mówi że woli tak, kiedy nie chodzi o pośpiech.
Wściekałem się już na tę myśl że Albertyna została sama; ale ostatecznie tylko tyle, ile trzeba aby zjeść śniadanie.
— Mógł pan przecie — rzekłem pojednawczo (bo nie chciałem okazać wprost, że każę pilnować Albertyny, co byłoby upokarzające dla mnie, i to podwójnie, bo znaczyłoby, że się kryje przedemną) — mógł pan przecie zjeść śniadanie, nie mówię z panienką, ale w tej samej restauracji.