Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 01.djvu/314

Ta strona została przepisana.

uczuciu gaszącemu wesołość. Uspokajał sam siebie, cytując Platona, Wergilego, ponieważ, będąc ślepy i duchowo, nie rozumiał, że wówczas kochać młodego człowieka było czemś takiem, jak dzisiaj utrzymywać tancerkę, a później się zaręczyć. Żarciki Sokratesa świadczą o tem lepiej niż teorja Platona. Sam Charlus nie byłby tego zrozumiał, on który mieszał swoją manję z przyjaźnią (nie podobną do niej w niczem), a atletów Praksytelesa z usłużnymi bokserami („Nabożny dworak nabożnego władcy byłby ateuszem pod monarchą bez wiary“, powiedział la Bruyère). Ale baron nie chciał widzieć, że od tysiąca dziewięciuset lat wszelki homoseksualizm zwyczajowy — zarówno homoseksualizm młodzieńców Platona jak pasterzy Wirgiliusza — znikł, przetrwał zaś i mnoży się jedynie homoseksualizm wrodzony, organiczny, ten co się kryje przed innymi i maskuje przed samym sobą. I p. de Charlus byłby w błędzie, nie chcąc się szczerze odrzec genealogji pogańskiej. W zamian za trochę plastycznego piękna, ileż wyższości duchowej! Pasterz Teokryta, wzdychający do młodego chłopca, stanie się później równie brutalny i tępy jak inny pasterz, którego fletnia rozbrzmiewa dla Amaryllis. Bo pierwszy z nich nie jest dotknięty chorobą, jest tylko posłuszny obyczajom epoki. Jedynie homoseksualizm, trwający uparcie mimo zapór, homoseksualizm wstydliwy, zohydzony, jest prawdziwy, jedyny który jest zdolny wydać u tegoż