Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 01.djvu/63

Ta strona została przepisana.

Żydów, mimo że uznaję, iż sankcje dotychczasowe podjęto (w sposób niegodny, absolutnie wymagający rewizji) nie przeciw nim, ale przeciw ich najznamienitszym przeciwnikom, ludziom pierwszorzędnej wartości, pominiętym z uszczerbkiem kraju.
Czułem, że sytuacja staje się groźna i zacząłem czemprędzej mówić o sukniach.
— Przypomina sobie pani — rzekłem — pierwszy dzień kiedy pani była miła dla mnie?
— Pierwszy dzień kiedy byłam miła dla niego! — odparła księżna, patrząc ze śmiechem na pana de Bréauté, którego nos ścieńczał, uśmiech roztkliwił się przez grzeczność dla pani de Guermantes, a głos, podobny do ostrzenia noża, wydał mętny i zardzewiały dźwięk.
— Miała pani żółtą suknię w wielkie czarne kwiaty.
— Ależ, dziecko, to jest to samo, to są wszystko suknie wieczorowe.
— A kapelusz z bławatkami, który tak lubiłem! Ale, ostatecznie, wszystko to jest przeszłość. Chciałbym zamówić dla panienki o której mówiłem, futrzany płaszcz, taki jak księżna miała wczoraj rano. Czy byłoby możliwe go zobaczyć?
— Nie, Hannibal musi za chwilę iść. Przyjdzie pan do mnie, garderobiana pokaże panu wszystko. Tylko, moje dziecko, ja panu chętnie pożyczę co pan zechce, ale jeżeli rzeczy od Callota, od Dou-