Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/100

Ta strona została przepisana.

czy; mógłby urządzić feerję w stajni czy w łazience, a i tak byłoby cudownie“. Najświetniejsze damy z zapałem winszowały panu de Charlus udanego wieczoru, którego sekretna sprężyna nie była tajemnicą dla wielu, co ich zresztą nie kłopotało w niczem, ile że ci ludzie — może przez pamięć pewnych epok, kiedy ich rodzina doszła do identycznego stopnia całkiem świadomego bezwstydu — posuwali lekceważenie skrupułów prawie równie daleko jak troskę o etykietę. Wiele dam zaangażowało z miejsca Morela na wieczory, na których miał grać septet Vinteuila, ale żadnej nie przyszło nawet na myśl zaprosić na to panią Verdurin.
Pani Verdurin trzęsła się z wściekłości, kiedy p. de Charlus, który bujając w obłokach nie mógł tego spostrzec, chciał dla przyzwoitości podzielić z pryncypałką swoją radość. I może raczej folgując swym zamiłowaniom literackim niż wybuchowi pychy, ten reżyser artystycznych zabaw rzekł do niej:
— No i co, czy pani kontenta? Sądzę, że jest z czego. Widzi pani, kiedy ja się wezmę do tego żeby coś urządzić, musi się udać. Nie wiem, czy pani heraldyczne wiadomości pozwalają jej ściśle ocenić wagę uroczystości, ciężar który podźwignąłem, objętość atmosfery którą przemieściłem dla pani. Miała pani królowę Neapolu, brata króla bawarskiego, trzech najdawniejszych parów. Jeżeli