Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/103

Ta strona została przepisana.

sko nie będzie jej obce. Historja zapamiętała imię pazia, który uzbroił Joannę d’Arc kiedy szła walczyć; w sumie, posłużyła pani jako łącznik, ułatwiła pani fuzję między muzyką Vinteuila a jego genialnym wykonawcą; miała pani ten zmysł, aby zrozumieć kapitalną wagę całego łańcucha okoliczności, który miał pozwolić wykonawcy skorzystać z autorytetu człowieka możnego (gdyby nie chodziło o mnie, powiedziałbym: opatrznościowego), do którego tak mądrze zwróciłaś się pani z prośbą o zapewnienie prestiżu temu zebraniu, o dostarczenie skrzypcom Morela uszu bezpośrednio połączonych z najautorytatywniejszemi językami; nie, nie, to nie jest nic! Nie ma żadnego „nic“ w tak doskonałej realizacji. Wszystko się tu łączy. Stara Duras była bajeczna. Słowem, wszystko; i dla tego — zakończył baron, bo lubił karcić — nie pozwoliłem pani zaprosić figur wnoszących rozdźwięk; te figury, wobec decydujących osób które ja tu ściągnąłem, grałyby rolę przecinków w cyfrze, sprowadzając inne do roli prostych dziesiętnych. Mam bardzo ścisłe poczucie takich rzeczy. Rozumie pani, trzeba unikać gaff, kiedy wydajemy uroczystość, która ma być godna Vinteuila, jego genialnego odtwórcy, pani i — śmiem powiedzieć — mnie. Wystarczyłoby żeby pani zaprosiła taką Molé, a wszystko byłoby spaćkane. To byłaby kropelka neutralizująca, sprawiająca że lek nie działa. Elektryczność byłaby zgasła, ptifury nie przyszłyby na