czas, oranżada przyprawiłaby wszystkich o biegunkę. To była osoba przeciwwskazana. Na samo jej nazwisko, jak w feerji, mosiądz nie wydałby żadnego dźwięku, flet i klarnet ochrypłyby nagle. Sam Morel, gdyby nawet zdołał wziąć kilka tonów, nie utrzymałby się w takcie, i w miejscu septetu Vinteuila, miałaby pani jego parodję a la Beckmesser, kończącą się pośród gwizdów. Ja, który bardzo wierzę we fluidy osób, wybornie odczułem w rozkwicie pewnego largo, otwierającego się jak kwiat, w pełni szczęśliwego finału, który był nietylko radosny ale nieporównanie radosny, że nieobecność pani Molé pobudzała muzyków i wzdymała radością nawet instrumenty. Zresztą, w dniu kiedy się przyjmuje monarchów, nie zaprasza się stróżki.
Nazywając ją — jak aktorkę — „la Molé“ (jak mówił zresztą z całą sympatją „la Duras“) p. de Charlus oddawał owej damie sprawiedliwość. Bo wszystkie te kobiety, to były światowe aktorki. Zarazem faktem jest, że nawet z tego punktu widzenia, hrabina Molé nie dorównywała reputacji intelektualnej jaką jej robiono, co przywodziło na myśl owych miernych aktorów lub powieściopisarzy, którzy w pewnych epokach odgrywają rolę geniuszów, dzięki mierności kolegów, wśród których nie ma wielkiego artysty, zdolnego pokazać co jest prawdziwy talent, lub dzięki lichemu smakowi publiczności, która, choćby nawet znalazła się
Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/104
Ta strona została przepisana.