Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/106

Ta strona została przepisana.

ni może podziękować; tak jak było, było doskonałe. Oriana de Guermantes nie przyszła, ale nie wiadomo, może to i lepiej. Nie będziemy mieli do niej pretensji; i tak pomyślimy o niej na drugi raz, zresztą nie można o niej nie pamiętać, same jej oczy mówią nam: nie zapominaj o mnie, bo to są dwie niezapominajki. (A ja myślałem mimowoli, jak bardzo duch Guermantów — kaprys pójścia lub nie pójścia do kogoś — był mocny, skoro przeważył u księżnej obawę przed Palamedem). — Wobec takiego sukcesu — ciągnął — jest się skłonnym, jak Bernardin de Saint-Pierre, wszędzie widzieć rękę Opatrzności. Księżna de Duras była zachwycona. Poleciła mi nawet powiedzieć to pani — dodał p. de Charlus z naciskiem, tak jakby pani Verdurin miała to uznać za wystarczający zaszczyt. Wystarczający a nawet trudny do uwierzenia, bo baron uważał za potrzebne dodać: „Ależ tak!“ uniesiony szaleństwem ludzi, których Jowisz chce zgubić. — Zaprosiła Morela do siebie, gdzie ma być ten sam program; zamierzam nawet poprosić o zaproszenie dla pana Verdurin.
Ta grzeczność dla samego męża, była — czego p. de Charlus zupełnie nie odczuwał — najkrwawszą zniewagą dla małżonki, która, czując się w prawie (na zasadzie rodzaju „dekretu moskiewskiego Komedji Francuskiej“, obowiązującego w jej „klanie“) zabronić grania gdziekolwiek bez jej wyraź-