Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/108

Ta strona została przepisana.

szczęścia barona. I oto ten niebaczny przyspieszał katastrofę, chcąc najwyraźniej uszczuplić miejsce pryncypałki w jej klanie! Już widziała Morela bywającego w świecie bez niej pod egidą barona. Było na to tylko jedno lekarstwo: kazać skrzypkowi wybierać między baronem a nią, i korzystając ze swego wpływu na Morela, dowieść mu nadzwyczajnej przenikliwości dzięki raportom, które pani Verdurin kazała sobie sporządzać i dzięki kłamstwom które wymyślała. I jedno i drugie miało wpłynąć na poparcie tego, w co sam Morel skłonny był wierzyć i o czem miał się dowodnie przekonać, dzięki pułapkom które pani Verdurin umiała zastawiać i w które naiwni wpadali: w ten sposób zamierzała osiągnąć to żeby wybrał raczej ją niż barona. Co się tyczy światowych dam, które, będąc w jej domu, nawet nie raczyły się przedstawić, pani Verdurin, zrozumiawszy ich wahania lub ich bezceremonjalność, rzekła:
— Och, już ja widzę, co to za gatunek; te stare zdziry, to nie nasz interes, oglądają ten salon ostatni raz.
Bo raczej by umarła, niżby przyznała, że ktoś był dla niej nie dość uprzejmy.
— Ach, drogi generale — wykrzyknął nagle p. de Charlus spostrzegłszy generała Deltour, sekretarza przy prezydenturze Republiki, który mógł mieć wielki wpływ na krzyż Legji dla Morela i