Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/148

Ta strona została przepisana.

ła wielkiego Kondeusza, kiedy płynął Rodanem w towarzystwie swego przyjaciela, margrabiego de la Moussaye. Kondeusz powiada:

Carus amicus Mussoeus,
Ah! Deus bonus quod tempus
Landenrette
Imbre sumus perituri.

A la Moussaye uspokaja go, mówiąc:

Securae sunt nostrae vitae
Sumus enim Sodomitae
Igne tantum perituri
Landeriri.

— Cofam to com powiedział — rzekł Charlus zmanierowanym dyszkantem; jest pan istną studnią wiedzy; napisze mi to pan, prawda, chcę to zachować w archiwach rodzinnych, toż moja cioteczno-stryjeczna prababka była siostrą Kondeusza.
— Dobrze, baronie, ale co się tyczy Ludwika badeńskiego nie znajduję nic. Zresztą w owej epoce sądzę, że w ogólności sztuka wojenna...
— Cóż za głupstwo! Vendôme, Villars, książę Eugeniusz, książę Conti, a gdybym panu powiedział o tych wszystkich bohaterach Tonkinu, Maroko — a mówię o naprawdę wspaniałych, i pobożnych, i „z nowej generacji“ — zdumiałbym pana.