Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/150

Ta strona została przepisana.

w tem nic wyjątkowego ani hańbiącego. Mówiłem panu, że to istniało we wszystkich czasach. Jednakże nasza epoka wyróżnia się specjalnie pod tym względem. I mimo przykładów, które zapożyczyłem z XVII wieku, gdyby mój wielki praszczur Franciszek C. de La Rochefoucauld żył w naszych czasach, mógłby powiedzieć o nich z większą racją niż o swoich, no, Brichot, pomóż mi pan: „Rozpusta istniała zawsze, ale gdyby osoby które wszyscy u nas znają zrodziły się w dawnych wiekach, czy mówionoby dziś o zboczeniach Heliogabala?“ Bardzo lubię to: „które wszyscy u nas znają“. Widzę, że mój roztropny krewniak znaj ewidencję swoich najsławniejszych współcześników, jak ja swoich. Ale takich ludzi jest dzisiaj nietylko więcej, mają też coś odrębnego.
Wyczułem, że p. de Charlus gotów jest opowiedzieć nam, w jaki sposób obyczaje te uległy ewolucji. Było coś dosyć skomplikowanie przykrego w usilności, z jaką baron wciąż wracał do tego tematu, w którym inteligencja jego, wciąż ostrzona w jednym kierunku, posiadła niejaką przenikliwość. Był „piłą“, jak uczony nie widzący nic poza swoją specjalnością; drażniący jak człowiek „dobrze poinformowany“, dumny z sekretów które posiada i które radby rozgadać; antypatyczny, jak ci co z chwilą gdy chodzi o ich przywary, rozwodzą się nad niemi, nie widząc że budzą niesmak; opętany jak manjak i zdradzający się