Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/151

Ta strona została przepisana.

nieodparcie jak przestępca. Cechy te, które chwilami stawały się równie niesamowite jak cechy warjata lub zbrodniarza, przynosiły mi zresztą pewne ukojenie. Poddając je bowiem koniecznej transpozycji aby z nich wysnuć wnioski tyczące Albertyny, przypominając sobie jej zachowanie się z Robertem, ze mną, powiadałem sobie (mimo przykrości, jaką mi sprawiało jedno z tych wspomnień, a melancholji jaką mnie przejmowało drugie), powiadałem sobie, że one wykluczają chyba rodzaj tak wybitnej deformacji, nieodzownie, jak się zdaje, ekskluzywnej, która promieniowała z taką siłą ze słów i z osoby pana de Charlus. Nieszczęściem, baron zburzył rychło te przyczyny do nadziei, w taki sam sposób w jaki mi ich dostarczył, to znaczy bezwiednie.
— Tak — powiedział — nie mam już dwudziestu pięciu lat i widziałem wiele zmian dokoła; nie poznaję już ani społeczeństwa, gdzie bar jery trzasły, gdzie ciżba wyzuta z elegancji i przyzwoitości tańczy tango nawet w mojej rodzinie; ani mód, /ani polityki, ani sztuki, ani religji — niczego. Ale przyznaję, że co się najbardziej zmieniło, to to, co Niemcy nazywają homoseksualizmem. Mój Boże, za moich czasów, poza ludźmi którzy nie cierpieli kobiet i tymi co kochali wyłącznie kobiety a inne rzeczy robili tylko dla interesu, homoseksualiści byli dobrymi ojcami rodzin i miewali kochanki jedy-