nisty[1], lub jego poczynający się rozgłos jako kompozytora i dziennikarza, mogłyby w pewnych razach posłużyć mu jako przynęta. Kiedy baronowi przedstawiono jakiego młodego kompozytora o miłej powierzchowności, szukał w talentach Morela okazji do uczczenia nowego znajomego: „Powinienby pan — powiadał — przynieść mi swoje kompozycje, Morel zagrałby je na koncercie albo na swojej tournée. Tak mało jest przyjemnej skrzypcowej muzyki, to prawdziwa gratka znaleźć w tym zakresie coś nowego. I cudzoziemcy bardzo to cenią. Nawet na prowincji są kółka muzyczne, w których pielęgnuje się muzykę z cudownym zapałem i inteligencją.
Wszystko to służyło tylko za przynętę, rzadko bowiem zdarzało się, żeby Morel ziścił te obietnice. A gdy Bloch przyznał się, że jest trochę poetą — „w wolnych chwilach“, dodał z sarkastycznym śmiechem, którym podkreślał banalność, kiedy nie umiał znaleźć oryginalnego wyrażenia — p. de Charlus oświadczył mi z równie wątpliwą szczerością:
— Powiedz pan temu młodemu izraelicie, że, skoro pisze wiersze, powinienby mi je przynieść dla Morela. To zawsze wielka trudność dla kompozytora znaleźć coś ładnego pod muzykę. Możnaby na-
- ↑ Zdaje się że w pierwszej redakcji Morel miał być pianistą, czego ślad został w tem „przepisaniu się“. (przyp. tłum.)