Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/160

Ta strona została przepisana.

nie on się panu nie zda na nic; jest całkiem zrujnowany, od czasu jak jest ofiarą szantażystów. Nie zdołają wycisnąć z niego wiele, a pan jeszcze mniej, bo wszystko jest zafantowane, pałac, zamek, etc.
Morel uwierzył w to kłamstwo tem łatwiej, ponieważ p. de Charlus lubił go brać na powiernika swoich stosunków z apaszami, rasy, do której syn lokaja, choćby sam najplugawszy, żywi wstręt równy jego przywiązaniu do bonapartyzmu.
Już w chytrym umyśle Morela zakiełkowała kombinacja analogiczna do tej, którą nazywano w XVIII wieku odwróceniem aliansów. Zdecydowany stanowczo zerwać z panem de Charlus, zamierzał wrócić nazajutrz do siostrzenicy Jupiena, aby wszystko naprawić. Nieszczęściem dlań, ten projekt miał zawieść, bo p. de Charlus miał jeszcze tego wieczora z Jupienem schadzkę, na którą ex-krawiec, mimo świeżych wypadków, nie ośmielił się nie stawić. Kiedy, za sprawą Morela, zaszły inne wydarzenia i kiedy Jupien, płacząc, opowiedział swoje nieszczęścia baronowi, ten, nie mniej zbolały, oświadczył, że zaadoptuje opuszczoną dziewczynę, nada jej jeden z tytułów, któremi rozporządzał (prawdopodobnie tytuł panny d’Oleron), postara się uzupełnić jej wykształcenie i wyda ją bogato za mąż. Obietnice te mocno ucieszyły Jupiena, nie zrobiły zaś wrażenia na jego siostrzenicy, bo wciąż kochała Morela, który, przez głupotę lub cynizm, zachodził niedbale do sklepu, kiedy Jupie-