Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/172

Ta strona została przepisana.

ron wzdychał tylko do pojednania; z drugiej strony, aby osiągnąć ten cel, odejmując Morelowi wszystko co skrzypek uważał za swój stan posiadania, baron prosił pani Verdurin aby przestała przyjmować Morela; odmówiła, narażając się na wzburzone i sarkastyczne listy pana de Charlus. Przechodząc od jednego do drugiego przypuszczenia, baron nie dojrzał nigdy prawdy, mianowicie iż rzecz wcale nie wyszła od Morela. Zapewne mógłby się tego dowiedzieć, prosząc skrzypka o chwilę rozmowy. Ale uważał to za niegodne siebie i sprzeczne z interesami swojej miłości. Był obrażony, czekał wyjaśnień. Zresztą prawie zawsze, w związku z myślą o rozmowie zdolnej rozprószyć nieporozumienie, czai się jakaś inna myśl, która, z tych czy innych przyczyn, każe nam tej rozmowy unikać. Ten, co w dwudziestu okazjach poniżył się i dowiódł własnej słabości, zdobędzie się na dumę dwudziesty pierwszy raz, właśnie wówczas kiedy byłoby celowe nie upierać się i rozprószyć błąd utrwalający się w drugiej osobie wobec braku zaprzeczenia.
A teraz światowa strona tego wypadku. Rozeszła się pogłoska, że pana de Charlus wyrzucono za drzwi od Verdurinów w chwili gdy się starał zgwałcić młodego muzyka. Pogłoska ta sprawiła, że nie dziwiono się, nie spotykając już pana de Charlus u Verdurinów; kiedy zaś przypadkiem spotkał gdzie którego z wiernych, posądzonego i