Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/183

Ta strona została przepisana.

wet nie figurowali w tej sprawie. Toby nam oszczędziło piły, scen wdzięczności, wylewów, frazesów.
Verdurin dodał tu jakieś słowo, wyrażające najoczywiściej ten rodzaj wzruszających scen i frazesów, których chciałby uniknąć. Ale nie powtórzono mi go wiernie, bo nie było francuskie; to było jedno z owych wyrażeń zadomowionych w pewnych rodzinach na oznaczenie pewnych rzeczy, zwłaszcza rzeczy drastycznych, prawdopodobnie dlatego aby je móc nazywać bezpiecznie w obecności zainteresowanych. Ten rodzaj wyrażeń bywa szczątkiem dawnego charakteru jakiejś rodziny. W rodzinie żydowskiej naprzykład, będzie to termin rytualny, użyty w nowym sensie; może jedyne słowo hebrajskie, jakie ta rodzina, zupełnie zasymilowana, zna jeszcze. W rodzinie wybitnie prowincjonalnej, będzie to szczątek lokalnego narzecza, mimo że rodzina nie mówi już narzeczem i nawet go nie rozumie. W rodzinie pochodzącej z południowej Ameryki a mówiącej tylko po francusku, będzie to słowo hiszpańskie. W następnem pokoleniu, słowo to przetrwa już tylko jako wspomnienie z dzieciństwa. Przypomnimy sobie, że rodzice! wymawiając przy stole jakieś słowo, robili aluzję do służby, tak aby służba nie rozumiała; ale dzieci nie wiedzą co znaczyło ściśle to słowo, czy było hiszpańskie, hebrajskie, niemieckie, gwarowe, czy nawet wogóle należało do jakiegoś języka, czy to nie było imię własne lub słowo sztucznie ukute?