Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/184

Ta strona została przepisana.

Wątpliwość można rozstrzygnąć jedynie wtedy, kiedy się ma jakiegoś dziadka, wuja, żyjącego jeszcze starego krewniaka, który się musiał posługiwać tem samem słowem. Ponieważ nie znałem żadnego krewniaka Verdurinów, nie mogłem ściśle odtworzyć tego słowa. Tyle jest pewne, że musiało ono wywołać uśmiech pani Verdurin, bo użytek owego języka, mniej powszechnego, bardziej osobistego i tajemnego niż język zwyczajny, daje tym co się nim posługują samolubne uczucie, nie pozbawione zadowolenia.
Skoro przeszła chwila wesołości, pani Verdurin rzekła:
— Ale jeżeli Cottard wypaple?
— Nie wypaple.
Wypaplał — przedemną przynajmniej, bo przez niego właśnie dowiedziałem się o tym fakcie w kilka lat później, na pogrzebie Saniette’a. Żałowałem, żem tego nie wiedział wcześniej. Po pierwsze szybciejby mi to uświadomiło, iż nigdy nie trzeba mieć pretensji do ludzi ani sądzić ich ze wspomnienia jakiejś ich niegodziwości, nie wiemy bowiem, co w innych momentach mogli postanowić w duszy i uczynić dobrego; niewątpliwie, zło, któreśmy stwierdzili nieodwołalnie, powróci, ale dusza jest o wiele bogatsza, ma wiele innych form, również powtarzających się u tych ludzi, do których uprzedzamy się na zasadzie ich złego uczynku. Następ-