Wychodząc z wieczoru u Verduirinów bardzo późno, w obawie alby się Albertyna nie znudziła, poprosiłem Rrichota, żeby mnie wysadził przed domem, poczem mój fiaker odwiezie go. Powinszował mi (nie wiedząc, że czeka na mnie młoda dziewczyna), że wracam wprost do domu, że tak wcześnie i rozsądnie kończę wieczór, którego przeciwnie opóźniłem jedynie istotny początek. Potem zaczął mówić o panu de Charlus. Baron byłby zapewne zdumiony, słysząc jak profesor, tak dlań serdeczny, profesor, który stale głosił zasadę: „Nigdy nic nie powtarzam“, mówi o nim i o jego życiu bez najmniejszych ogródek. A zdumienie i oburzenie Brichota byłoby może nie mniej szczere, gdyby mu p. de Charlus powiedział: „Upewniano mnie, że pan źle mówi o mnie“. Brichot lubił w istocie pana de Charlus i gdyby sobie uprzytomnił jakąś swoją rozmowę na temat barona, raczej przypomniałby sobie uczucia własnej sympatji, niż treść słów, podczas gdy mówił o nim to samo co cały świat. Nie poczuwałby się
Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/187
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ TRZECI
Zniknięcie Albertyny.