Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/188

Ta strona została przepisana.

do kłamstwa, zapewniając: „Ja, który mówię o panu z taką przyjaźnią!“, skoro w istocie odczuwał nieco przyjaźni, mówiąc o baronie. Baron miał zwłaszcza dla Brichota urok, którego przedewszystkiem profesor szukał w życiu światowem, polegający na oglądaniu w autentycznym egzemplarzu tego, co długo mógł uważać za wymysł poetów. Brichot, który często wykładał drugą Sielankę Wergilego nie bardzo wiedząc czy ta fikcja ma jaki podkład realny, znajdował na starość w rozmowie z panem de Charlus trochę owej przyjemności, którą mistrze jego, pp. Merimée i Renan, oraz jego kolega p. Maspero, podróżując po Hiszpanji, Palestynie lub Egipcie, czerpali z dzisiejszych krajobrazów i ludów Hiszpanji, Palestyny i Egiptu, poznając ramę i niezmiennych aktorów starożytnych scen, będących przedmiotem ich studjów książkowych.
— Bez obrazy tego szlachetnego rycerza — oświadczył Brichot jadąc ze mną powozem — powiedzmy, że on jest poprostu bajeczny, kiedy komentuje swój sataniczny katechizm z werwą trochę kołowatą, z naiwnością dziecięcia a uporem reakcjonisty. Upewniam pana — jeżeli mi wolno się wyrazić jak Jego dostojność biskup Hulst — że się nie nudzę w dni kiedy mnie odwiedza ten feudał, który chcąc bronić Adonisa przeciw naszej epoce niedowiarków, podał się instynktom swojej rasy i stał się krzyżowcem Sodomy.