Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/197

Ta strona została przepisana.

wspomnienia, i do mnie, jakgdyby się odemnie miała tego dowiedzieć; i w istocie mówiła to z pewnością poto żebym powiedział co wiem, a może także aby zyskać na czasie, zanim sformułuje tę drażliwą odpowiedź. Ale jeżeli zaprzątała mnie panna Vinteuil, bardziej jeszcze pochłaniała mnie obawa, która mnie nawiedziła już wcześniej, a która teraz owładnęła mną z całą silą, mianowicie, że Albertyna zapragnie odzyskać wolność. Wracając, sądziłem, że pani Verdurin przechwalała się poprostu wizytą panny Vinteuil i jej przyjaciółki, tak że czułem się spokojny. Dopiero Albertyna, pytając: „Czy nie miała tam być panna Vinteuil“, dowiodła mi, żem się nie mylił zrazu; ale uspokoiła mnie świadomość, że wyrzekając się bytności u Verdurinów i wybierając się do Trocadéro, Albertyna poświęciła dla mnie pannę Vinteuil. Ale racją ściągnięcia jej z Trocadéro, które zresztą opuściła dla spaceru ze mną, była obecność Lei. Pod wrażeniem tej myśli, wymówiłem imię Lei; na co Albertyna, podejrzliwa, sądząc że mi powiedziano może więcej, uprzedziła mnie i zaczęła obficie mówić, kryjąc jednak nieco czoło:
— Znam ją wybornie; wybrałyśmy się w zeszłym roku z przyjaciółkami do teatru kiedy ona grała; po przedstawieniu byłyśmy u niej w garderobie, ubierała się przy nas. To było bardzo interesujące.
Wówczas myśl moja musiała opuścić pannę Vinteuil i w rozpaczliwym wysiłku, w owym ot-