Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/21

Ta strona została przepisana.

świadczyć jakąś grzeczność Morelowi lub innemu z przyjaciół. Nie raził pana de Charlus fakt, że się posługuje „światem“ już tylko poto. Z Bergottem było mu to trochę przykre, bo czuł, że Bergotte nie jest utylitarystą jak ludzie światowi i wart jest czegoś więcej. Ale życie barona było bardzo wypełnione; jeżeli znajdował czas, to tylko wtedy, kiedy miał wielką ochotę na coś, naprzykład kiedy się to odnosiło do Morela. Co więcej, sam bardzo inteligentny, obojętny był na rozmowę człowieka inteligentnego: zwłaszcza Bergotte był na jego gust zanadto literatem i był z innego klanu, nie wchodził w jego punkt widzenia. Co się tyczy Bergotte’a, zdawał on sobie sprawę z interesowności wizyt barona, ale nie miał o to pretensji; całe życie był niezdolny do konsekwentnej dobroci, ale lubił zrobić komuś przyjemność, umiał rozumieć, a nie szukał satysfakcji w tem aby komuś dawać nauczkę. Nie podzielał w żadnej mierze przywary pana de Charlus, ale raczej stanowiła ona element koloru danej osobistości, fas et nefas dla artysty, wspierające się nie na żywych przykładach, ale na wspomnieniach Platona lub Sodomy.
— Ale ciebie, piękny młodzieńcze, nie często się widzi na quai Conti. Nie nadużywasz gościnności tego domu.
Odpowiedziałem, że przeważnie dotrzymuję towarzystwa kuzynce.